piątek, 16 marca 2012

Wiosna ach to Ty :))))

Czuję świeżość ... Uwielbiam wiosnę za tą świeżość - to moja ulubiona pora roku :) Głównie przez te kwitnące drzewa, łąki, radosne słońce już od rana - aż chce się żyć !!! Dlatego wziełam ślub na wiosnę - aby rocznice świętować w takiej scenerii... 
Ale nie o tym, dziś na szybko, kulinarnie -  przedstawiam wiosenną pastę do chleba. Zrobiłam ją z tego, co akurat znalazłam w lodówce i wyszła smakowicie. Oczywiście do niemal każdej potrawy, tej również dodaję świeże zioła, bo jestem od nich uzależniona. Hodowlę mam na oknie w doniczkach - ten zapach i aromat nie równa się z suszem. Polecam :)
Na balkonie niedługo mam zamiar zasiać pomidorki cherry - już nawet kupiłam nasiona i ziemie. Na jesień rusza produkcja ketchupu ;))))


Składniki:
2 wiejskie jaja ugotowane na twardo
1 cebulka dymka
2 rzodkiewki
1 plasterek szynki
1,5 łyżeczki dobrego majonezu (ja używam tylko Hellman's Babuni)
świeże zioła - pietruszka, bazylia, tymianek (te akurat hoduję na oknie, ale Wy eksperymentujcie z innymi)


Żółtka jaj rozgniatam widelcem, białka i rzodkiewkę trę na grubych oczkach. Cebulę, zioła i szynkę kroję. Wszystko mieszam z majonezem i już.  Kolorowa, smaczna i zdrowa :) 

środa, 14 marca 2012

O "babcinych dzieciach" ...

Jestem świeżo po przeczytaniu książki pt " Moje dziecko mnie nie słucha" autorstwa Andrzeja Samsona. Wiem, że sam autor jest zgoła kontrowersyjną osobą, ale treści zawarte w owej lekturze bardzo mnie wciągnęły i otworzyły oczy na różne aspekty związane z wychowaniem dziecka. Jeden z rozdziałów przykuł moją uwagę na dłużej i o tym chcę napisać. A konkretnie chodzi mi o tzw "babcine dzieci". Jest to określenie dziecka, które jest wychowywane w domu przez nadopiekuńczą mamę lub babcię. Najczęściej to jedynak lub najmłodsze z rodzeństwa. Atmosfera w której wychowuje się takie dziecko jest naszpikowana ograniczeniami, zakazami i ogólnie można by rzec - maluch nie ma przestrzeni do własnej aktywności. Ta przejaskrawiona ostrożność ze strony opiekunek wynika z obawy o bezpieczeństwo, braku czasu lub energii na podążanie za potrzebami dziecka: Mama musi posprzątać, zrobić obiad ( Mama: Synuś - posiedź chwilę i się pobaw, bo mamusia musi powiesić pranie), (Babcia - Wnusiu - nie biegaj tak, bo babcia nie ma siły za tobą biegać- siądź przy mnie i poczytajmy książeczkę),  i z pewnością zerową wiedzą na temat potrzeb rozwojowych dzieci w tym wieku. No więc, dziecko wychowujące się takim domu przez parę lat - uczy się pewnego rodzaju schematów zachowań. Następuje pozytywne wzmocnienie poprzez pochwały i nagrody w postaci zainteresowania dorosłych gdy dziecko jest spokojne, nie absorbuje zbytnio uwagi i jest "grzeczne". Takie dziecko w wieku przedszkolnym dobrze się czuje w towarzystwie dorosłych - sludny, czysty, cichy, recytujący wierszyki i żądny pochwał. Za to źle w towarzystwie grupy rozbieganych rówieśników, które bawią się, często rywalizując. "Babcine dziecko" nie umie odnaleźć się w takiej społeczności, nie umie zaimponować innym dzieciom i bawić z innymi. Tu panują inne priorytety - zwinność, szybkość, siła - zdolności ruchowe. Szybka asymilacja i wspólny język to cechy przeciętnego przedszkolaka. O akceptacje w przedszkolu trudno. Na pewno dzieci, które są "inne" lub które wyróźniają się czymś na tle innych są "ciężkostrawne" dla grupy.  A tak właśnie postrzegane jest "babcine dziecko" z tym swoim wewnętrznym spokojem - mało charakterystycznym dla tego wieku. Dziecko, które jest odtrącane - czuje lęk, bezradność, jest zdezorientowane i w stresie. Przecież w domu jest pupilem ... Takie dziecko w sytuacji stresu reaguje nadpobudliwością ruchową - w przedszkolu nie umie się skupić na jednej czynności, przeszkadza innym w zabawie, nie umie się z nikim wejść w relacje, reaguje płaczem w błahych sprawach. Potrzeba dużo czasu aby ten proces odwrócić, by dziecko znów mogło być dzieckiem, a przestało być "starym malutkim". Jego naturalna ciekawość świata i niespożyta energia byla przecież przez parę lat tłamszona i ograniczana. Nie dopuśćmy do takich sytuacji!  Pokazujmy świat naszym małym odkrywcom i nie wyręczajmy ich we wszystkim. Najlepiej by same i namacalnie, niemalże empirycznie doświadczali wszystkich sytuacji życiowych. Jest to związane z większym bałaganem, czasem jakąś szkodą domową, ale obserwowanie procesu nauki, a później umiejętności wprowadzonych w życie to ISTNA Przyjemność i duma dla rodzica. Tym sposobem moje dziecko chodziło już w 11 miesiącu, spało w swoim pokoju przed ukończeniem roku, samo jadło łyżeczką w wieku 14 miesiącu, itp. Nie chcę brzmieć jak jakaś wyrocznia, bo przecież dopiero uczę się macierzyństwa, ale mając wiedzę na temat rozwoju dziecka - łatwiej i ciekawiej nam będzie poprowadzić swój Skarb przez dzieciństwo.