Macierzyństwo zmienia kobietę. Mężczyznę zapewne również,
ale to co przeżywają wewnętrznie to wiedzą najlepiej tylko Oni sami. Kobiety
przez całe życie zmagają się z wpływem hormonów na ich samopoczucie. A w
trakcie i po porodzie następuje dosłownie ich eksplozja. Oczywiście każda
kobieta przeżywa to na swój sposób, zależy to od jej wrażliwości i podatności
na działanie hormonów. Gdy byłam w ciąży, decyzja o karmieniu piersią była mi
obojętne. Nie chciałam karmić za wszelką cenę, ani też nie byłam zagorzałą przeciwniczką.
Zmieniło się to dopiero gdy zalała mnie fala miłości podczas naszego z Olkiem
pierwszego spotkania. Mam swoją teorię, popartą póki co swoimi doświadczeniami:
karmienie piersią i związany z tym wyrzut prolaktyny i oksytocyny zmieniły mnie
do tego stopnia i nasunęły zasłonę na oczy, że widziałam mało co, poza Olkiem. Wszystko
kręciło się wokół dziecka i na dodatek tak ściśle, że w sumie niczym się nie
różniłam od kobiety ciężarnej. Po prostu nadal byliśmy 2 w 1. Na pewno
znaczenie ma też fakt, że jest to pierwsze dziecko. Już teraz widzę, że mam o
wiele więcej dystansu i nad drugim dzieckiem nie będę się już tak rozczulać. Zdałam
sobie z tego sprawę z tego mojego „zaślepienia w dziecko”, dopiero wtedy, gdy
zakończyłam laktację. Nastąpiło „przecięcie pępowiny” po raz drugi. Ta swoista
intymna więź, która mnie łączyła z dzieckiem została przerwana. Ale o dziwo ani
Olek ani ja nie odczuliśmy tego negatywnie, wręcz przeciwnie. Po prostu
przeszliśmy łagodnie do następnego etapu. Dodam jeszcze, że w trakcie laktacji,
gdy miałam wizje jej zakończenia, to jawiła mi się ona jako koniec świata lub
kompletna katastrofa zakończona brakiem kontaktu i więzi z dzieckiem. Ulga jaką
odczułam, można porównać do odkrycia SIEBIE sprzed ciąży. Znowu jestem sobą,
mam swoje pasje, zainteresowania, Życie. Już nie jestem karmicielką, osobą bez
której dziecko nie przeżyje. Znikła część odpowiedzialności, która była jakimś
piętnem w mojej głowie.
Coś mi zostało po tamtym okresie i podejrzewam, że każda
mama ma tą nadzwyczajną wrażliwość na krzywdę dzieci. Teraz nie mogę spokojnie
oglądać reklam w których chore dzieci proszą o sms-a. Nie ma siły – muszą
polecieć łzy.
To moje subiektywne spojrzenie na ten temat .Ciekawa jestem
jak to było w Waszym przypadku J
| Nadal wersja 2w1 ;) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz